Miejsce to jest magiczne, pod każdym względem. Zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia. A mowa tu o chatce na Mazurach, która była w strasznej ruinie. Będąc w środku można było podziwiać widoki na zewnątrz :-). Wyobraźcie sobie w jakim była stanie. Działka na której stoi chatka była porośnięta zielskiem po same pachy. Tylko ludzie, którzy mają artystyczną duszę, mogli sobie wyobrazić jak to miejsce może wyglądać, jeśli się włoży trochę pracy. A mowa tu o rodzicach mojego męża. Skusili się i podjęli wyzwanie. Czasami nachodziły ich wątpliwości czy podołają, bo pracy było ogrom. Nie na rok ani dwa tylko przez długie lata, tym bardziej, że to nie jest dom w którym mieszkają na stałe. Dziś, jak słucham tych opowieści to aż ciężko mi sobie wyobrazić jak to kiedyś wyglądało. Chata przeszła niesamowitą metamorfozę. Za każdym razem kiedy tu jestem, czuje się jak w domu. W okresie letnim uwielbiam poranki. Kiedyś rano budziły mnie gęsi, a teraz pałeczkę przejął mój synek :-). Na śniadanie pyszna jajecznica ze świeżo zerwanym szczypiorkiem, kawa i promienie słoneczka, a na dokładkę śpiew skowronków i cudny widok, aż po horyzont. Kocham te klimaty. A co ja będę Wam opisywać, zobaczcie sami :-)
Ze względu na odległość nie możemy przyjeżdżać tu tak często jakbyśmy chcieli, bo mieszkamy pod Warszawą, ale staramy się wykorzystać wszystkie nadarzające się ku temu okazje. Za każdym razem jesteśmy bardzo ciekawi, jakie zaszły zmiany podczas naszej nieobecności. Zawsze coś tu się dzieje. I tym razem też się nie pomyliliśmy. Gdy dojechaliśmy na miejsce, rozpakowaliśmy się i poszliśmy na mały spacerek wokół domu. Podziwialiśmy kwiaty, które zdążyły zakwitnąć od ostatniego naszego pobytu i wdychaliśmy aromatyczny zapach ziół, których tu nie brakuje. Nagle naszym oczom ukazał się niesamowity widok, staliśmy oniemiali i zachwycaliśmy się kolejnym pomysłem rodziców. Był to domek dla owadów. Przypomniałam sobie, że czytałam o takich domkach w wiosennym wydaniu Green Canoe Style 2014. Nigdy by mi nie przyszło do głowy, że i tutaj zobaczę coś takiego :-). A Wam jak się podoba, bo nam bardzo :-)
Jak się później dowiedzieliśmy rodzice dostali sporo niepotrzebnych już ustników bambusowych (od znajomego klarnecisty), które zapoczątkowały realizację tego pomysłu. Jest cudny :-) Oby więcej takich pomysłów. Już nie mogę się doczekać następnego wyjazdu.
Pozdrawiam wszystkich !