To nie był najlepszy pomysł bawić się w ogrodnika w czasie, w którym wynajmowaliśmy mieszkanie i za kilka miesięcy mieliśmy się przeprowadzić. Ziemię i nasiona upychałam we wszystko co się nadawało. Z 5 doniczek zrobiło się 35. A gdy trzeba było jeszcze pikować pomidory oraz inne sadzonki – dosłownie zabrakło mi metrów na balkonie. Najwięcej zrobiło się pomidorów. Lekko zrezygnowana ogromem pracy i brakiem miejsca, zaczęłam obdarowywać sadzonkami znajomych. Pozbyłam się część roślin, ale i tak było tego sporo.
Podczas przeprowadzki same kwiaty przewoziliśmy własnym samochodem 4 razy. To sobie wyobraźcie, ile tego nasadziłam. Aż przesadziłam. Ledwo zdążyliśmy się przeprowadzić już pakowaliśmy się na urlop. I kolejny problem co zrobić z roślinami. Panowały upały, trzeba było podlewać codziennie. Większy problem niż ze zwierzętami. Te przynajmniej bym ze sobą zabrała. W końcu urobiłam nowych sąsiadów. Sąsiadka tak się przejęła swoim zadaniem, że co drugi dzień zdawała mi relację z rozwoju roślin. No żyć nie umierać, jak się ma takich sąsiadów
Dla przypomnienia pokaże jeszcze raz, co posadziłam. Posegregowałam rośliny na grupy, które mi urosły, a z którymi poniosłam klęskę