Przez żołądek do serca–ciasto na Walentynki

Witajcie:-) Dziś taki piękny był dzień. Wiosna coraz bliżej. A pogoda taka piękna i sprzyjała spacerom. Słońce obficie świeciło, ptaki przekrzykiwały się nawzajem. Po prostu cudnie. Aż ciężko usiedzieć w miejscu. Człowiek od razu czuje się lekki, wesoły. A jeśli z wiosną przychodzi nowa miłość to już w ogóle słychać tylko śpiew skowronków i czuć motyle w brzuchu. A jeśli ta miłość pojawiła się kilka lat temu i trwa do dziś to już w ogóle nic do szczęścia nie potrzeba. Też tak macie? Bo jeśli się CHCE, zaskakiwać, sprawiać niespodzianki tej drugiej osobie, a najlepszą nagrodą jest zachwyt na twarzy i iskierki w oczach. To to chyba jest miłość, prawda ? Miłość celebrujemy cały czas, ale jeśli jest taki dzień, jak Walentynki to czemu nie przygotować czegoś specjalnego? Ja wiem, że w domu mam łakomczuszka na słodkości przeróżnej maści ;-) Dlatego postanowiłam upiec ciasto. Bardzo prosty biszkopt z nadzieniem truskawkowym. Po takiej słodkiej uczcie na pewno będzie zadowolony :-)

DSC_9683k

Oczywiście ciasto upieczone od serca i w kształcie serca :-)

kol3

Przepis na biszkopt jest bardzo prosty;

4 jaja (żółtka i białka osobno),

pół szklanki drobnego cukru,

cukier waniliowy,

3/4 szklanki mąki pszennej,

3 łyżki mąki ziemniaczanej

Potrzebna będzie tortownica o średnicy 23 cm. Wyłożyć jej dno papierem do pieczenia. Boków nie smarujemy.

Białka ubić w mikserze na sztywną pianę ze szczyptą soli. Pod koniec ubijania partiami dodawać cukier z cukrem waniliowym. Następnie dalej ubijając dodajemy kolejno po jednym żółtku. Mąki przesiać i dodać do masy jajecznej. Bardzo delikatnie wymieszać. Ja to robiłam dalej w mikserze na bardzo wolnych obrotach. Po połączeniu wszystkich składników masę przekładamy do tortownicy. Piec w piekarniku w 175 stopniach przez 35 minut do tzw. suchego patyczka.

Po upieczeniu i wystygnięciu biszkopt można przekroić na dwie lub jedną część. Nie miałam foremki w kształcie serca, ale udało się je uformować. Przepis na biszkopt znalazłam na blogu Śladami słodkiej babeczki. Piekłam go już kilka razy.

kol1

Na wykończenie ciasta zrobiłam krem maślany z dodatkiem barwnika truskawkowej czerwieni. Myślę, że serducho będzie również wyśmienite, jeśli całe pokryte zostanie polewą z czekolady i przystrojone malinami lub truskawkami. Chyba zrobię tak następnym razem :-)

DSC_9701k

kol4

DSC_9715k

kol5

DSC_9718k

DSC_9709k

kol6

DSC_9729k

A Wy? Jak zdobywacie serca swoich mężczyzn? Jeśli w podobny sposób to zachęcam do pieczenia. Ja uciekam przygotowywać kolejne niespodzianki, bo to nie jedyna :-)

*********

Przypominam jeszcze o Candy, jutro do północy można zostawiać komentarze. Ściskam mocno i do zobaczenia wkrótce.

*********

DSC_9730k

Świąteczne Pierniki

Witajcie!

Nie wiem jak Wy, ale ja przez cały weekend pierniczyłam :) ale nie o głupotach, a pierniki właśnie!! Już najwyższy czas. Niedługo zawita u nas choinka i nie wyobrażam jej sobie bez wiszących pierniczków na gałązkach. Co roku je piekę, dekoruję i wieszam na choince. Zapach choinki i pierników pośród kolorowych światełek..cudowna atmosfera i uśmiech rodziny. Nie zamieniłabym tego nigdy za nic.

A wracając do pierników, macie jakieś swoje ulubione przepisy? Bo ja tak. I podzielę się nim z Wami :) Z jedną małą przerwą piekłam je trzy lata z rzędu i zawsze są chrupiące, pachnące i łatwe do zrobienia. Muszę je ukrywać po kątach, bo są tak smaczne, że na pewno nie przetrwałyby do świąt:) Znikają z talerza, zanim zacznę przygotowania do dekoracji..

Przepis zapożyczyłam od Margarytki i sprawdza się doskonale. Najważniejsze w tym przepisie jest to, aby nie zmieniać składników.

Podaję przepis

Składniki na około 80 – 100 sztuk w zależności od wielkości foremek

500 g mąki pszennej – najlepiej tortowej

200 g prawdziwego miodu  – użyłam płynnego lipowego(to 4 duże pełne łyżki)

200 g cukru pudru

125 g masła

1 jajo

1 pełna łyżeczka sody oczyszczonej (10 g)

szczypta soli

3 czubate łyżeczki przyprawy do pierników (ja używam Kotanyi)

Masło, miód i przyprawę do piernika lekko podgrzać, ale nie gotować (masa powinna być płynna). Do misy przesiać mąkę z sodą i solą, we wgłębienie wlać rozpuszczony i lekko przestudzony (ale nie zupełnie zimny) miód z masłem. Dodać resztę składników i wyrobić. Wyrabiamy, aż ciasto będzie gładkie i lśniące (wyrabia się bardzo lekko i szybko). Gotowe ciasto zawinąć w folię spożywczą i włożyć do lodówki na 2 godziny, aby się dobrze schłodziło (ciasto można przechowywać w lodówce nawet dwa dni). Ciasto wyciągnąć z lodówki na 10 – 15 minut przed wałkowaniem. Blat, albo stolnicę oprószyć mąką. Ciasto podzielić na 4 części i po kawałku rozwałkować na grubość ok. 0,5 cm i foremkami wycinać pierniczki. Ja wałkowałam od razu na papierze do pieczenia. Tak mi było łatwiej. Piec ok. 10-15 minut w 160-170 stopniach aż będą złote, ale nie brązowe (ja piekę w termoobiegu).

Uwaga- masło, miód i przyprawę rozpuścić równocześnie  w jednym rondelku, aby miód się nie karmelizował. Nie gotować, tylko podgrzać, aby masa była płynna. Mąki również używam tak jak w przepisie –  tortowej, typ 450, a masła ekstra 82 %, margaryna też może być.

No to dzieła :-)

DSC_8801k

kol1

A teraz czysta przyjemność-dekorowanie:) Przygotowałam dla Was kilka zdjęć. Może one Was zachęcą i skusicie się na kilka pierników. Zapraszam.

DSC_8827k

ko2

DSC_8823k

ko3

DSC_8825k

DSC_8821kk

DSC_8836k

ko4

DSC_8839k

ko5

DSC_8842k

DSC_8847k

No i jak? Przekonałam Was? Wiem, że już się powtarzam, ale są przepyszne, spróbujcie. Mam dla Was coś jeszcze. W tym roku zrobiłam domek z piernika, w ubiegłym mi się nie udało. Przepis fantastyczny, jeszcze prostszy od pierwszego. Z ciasta wyjdą Wam dwa domki. Ja natomiast zrobiłam jeden, a z pozostałej części ciasta upiekłam pierniki. Już sama nie wiem, które lepsze. Przepis znajdziecie na blogu Śladami słodkiej babeczki, o tutaj.

A mój domek wygląda tak.

k

DSC_8852k

DSC_8857k

Domek sklejałam karmelem. O wiele prostsza i ekspresowa metoda. Parę chwil i mój domek już stał w całości. Karmel dosyć szybko zasycha, tak więc musicie uważać, aby przy montowaniu się nie pomylić, bo drugiej szansy nie będzie. I jeszcze jedno. Karmel jest bardzo gorący. Najlepiej poprosić kogoś do pomocy.

Ja już pierniki mam za sobą. Teraz mogę spokojnie zająć się kolejnymi przygotowaniami do Świąt. Tak jak obiecałam w następnym poście, będzie o kolejnych ozdobach z szyszek i nie tylko. Mam nadzieję, że coś Wam się spodoba. I sami spróbujecie swoich sił.

W takim razie do szybkiego zobaczenie pa pa :)

DSC_8868k

Dyniowe love

 

Witajcie po dłuższej przerwie!

Dopiero co zaczęłam pisać bloga, a już brakuje mi czasu na napisanie posta. Chyba muszę się bardziej zorganizować :) A to, co chcę Wam dzisiaj pokazać, wymagało ode mnie troszkę czasu, bo….. dzisiejszy post będzie kulinarny :) Z góry chcę uprzedzić, że nie jestem mistrzynią kulinarną i jeśli w przepisie, który Wam podaję, coś jest niejasne, to proszę wybaczcie. Postaram się szczegółowo odpowiedzieć na Wasze pytania, jeśli takowe będą. Dziś tematem przewodnim będzie dynia :)

Któregoś dnia, wracając z całodniowej wycieczki do domu, zobaczyliśmy stary wóz, stojący na uboczu przy trasie, wypełniony po brzegi dyniami przeróżnych odmian. Później żałowałam, że go nie sfotografowałam, ale może za rok…. Właściciele mają swoje gospodarstwo nieopodal i uprawiają dynie. I do konsumpcji i ozdobne. Oj było w czym wybierać. Korzystając z okazji, zakupiłam kilka dyń jadalnych, których wcześniej nie gościłam u siebie i kilka dyń ozdobnych. Jeszcze do niedawna dynię kupowałam tylko po to, aby zmienić ją w potwora i wsadzić do środka świeczkę :-) I robiła tak za lampion, dopóki nie nastał jej koniec, a potem lądowała w koszu. Dzisiaj też wycinam z dyń potwory, ale potem siup… pod nóż i do garnka. Można tworzyć z niej cuda w kuchni. Zazwyczaj kupowałam dynie duże, okrągłe i pomarańczowe, przypominające wyglądem piłkę do kosza, bo takie najczęściej są w sprzedaży w marketach. Te, które przywiozłam do domu, były zupełnie inne. Zobaczcie sami.

opisik

Postanowiłam zgłębić wiedzę na ich temat zanim je skonsumuję i tak np. dynia zielona to francuska odmiana Muscat de Provence. Wyśmienita w smaku, intensywny pomarańczowy miąższ i pysznie słodki. Doskonała do pieczenia i marynowania. Nadaje się do dań z makaronem i do placków. Dynia Hokkaido o kasztanowym smaku. Ma cienka skórkę, której nie trzeba wcale obierać.  Miąższ ma suchy i zwięzły. Idealnie nadaje się do pieczenia, do zup i do ciasta. Owoce nie są duże i zazwyczaj osiągają do 3 kg. Waltham Butterrnut pochodzi z Anglii, podobna wyglądem do gruszki o smaku piżmowym. Słodka o lekko orzechowej nucie. Doskonała do wszelkiego rodzaju zapiekanek. Bardzo często przyrządza się ją przekrawając na pół, usuwając nasiona, smarując masłem i zapiekając. Koniecznie muszę ją wypróbować :-) I Cotton Candy. Dla mnie to zupełna nowość. Na razie postoi u mnie troszkę jako ozdoba, bo jest śliczna i… biała, a później spróbuję coś z niej przyrządzić :) A tymczasem podaję przepis na zupę z dyni. Przepisów jest mnóstwo. Moja pierwsza zupa jaką ugotowałam z dyni była bardzo pikantna, bo dodałam do niej chili, ale już za kolejnym razem doszłam do wniosku, że najbardziej smakuje mi w takiej postaci.

Kremowa zupa z dyni

500 g dyni

2 cebule

3 średnie ziemniaki

1 marchew

litr bulionu warzywnego lub drobiowego

łyżeczka curry

kilka listków świeżej szałwii

2 łyżki śmietany 18 %

Dynię należy obrać, usunąć pestki i pokroić na kawałki. Marchew, cebulę i ziemniaki obieramy i kroimy na mniejsze części. Cebulę przekładamy do garnka z grubym dnem, szklimy na oliwie. Potem dodajemy marchewkę, dynię i ziemniaki. Wszystko zalewamy bulionem i gotujemy warzywa pod przykryciem do miękkości. Mniej więcej około 30 minut. Całość rozdrabniamy blenderem, aż zupa nabierze konsystencji kremu. Na koniec wmieszać śmietanę i podgrzać całość, ale nie gotować. Dodajemy curry. Można też doprawić solą i pieprzem do smaku. Ja dodaję posiekane listki szałwii, które zniewalają aromatem i świetnie komponują się  z dyniowym smakiem.

DSC_8198

DSC_8199

ko2

DSC_8207DSC_8206

DSC_8213

Kolejny smakołyk wyczarowany z dyni, który zawładnął mną całkowicie (i co roku muszę go zrobić), to dynia w occie. Doskonały dodatek do mięs, sałatek, a nawet deserów.

Marynowana dynia w zalewie octowej z goździkami

2 kg dyni pokrojonej w kostkę

1 szklanka octu 10%

0,5 kg cukru

litr wody

parę goździków

Wodę z cukrem, octem i goździkami zagotować. Zanim ułożyłam dynię w słoikach obgotowałam ją w zalewie partiami około 3 minut.  Zalewamy zalewą dynię i szczelnie zakręcamy słoiki. Pasteryzujemy ok 10 minut. Słoiki z nakrętką typu twist można postawić do góry dnem do wystygnięcia. Jak widać, ja ostatnio jestem fanką słoików z firmy Weck. Urzekły mnie swoim wyglądem. Słoiczków Weck o mniejszej pojemności użyłam również do powideł. Przepis można podejrzeć tutaj.

DSC_8228

ko3

DSC_8219DSC_8240

DSC_8245

DSC_8222_1

DSC_8248

Wytrwaliście ?

Mam nadzieję, bo na koniec mam jeszcze małą atrakcję. Z resztek dyni zrobiłam Pumpkin Pie – dyniowe ciasto. Jego dekoracja jest małą zapowiedzią, o czym będzie następny post ;-)

DSC_8257

Domyślacie się już ?

Napiszę tylko, że będzie strasznie :)

*****

Do zobaczenia!

DSC_8252

Śliwki Czekolada i Kakao

DSC_7742

Dzień Dobry :)

Dzisiejszy post będzie kulinarny :-) Od dłuższego czasu przymierzałam się do zrobienia po raz pierwszy powideł ze śliwek węgierek. Nigdy sama nie próbowałam robić ani dżemów, ani konfitur, bo jak zaczęłam czytać o przygotowaniach, że dwa lub trzy dni smażenia z mieszaniem to łapałam się za głowę. Stwierdziłam, że to nie dla mnie. Wolałam zrobić coś prostszego. I tak sobie spacerując, natknęłam się na mały kramik z warzywami i owocami. A tam całe skrzynki wypełnione po brzegi śliwkami. No to jak tu nie kupić. Wzięłam 4 kg. W domu zaczęłam śledzić przepisy i natrafiłam na powidła śliwkowe z czekoladą i kakao. Brzmiało bardzo zachęcająco, więc skupiłam się akurat na tym przepisie i wiecie co? Efekt mnie powalił na kolana. Dosłownie. Smak obłędny. Pewnie jak to czytają niektóre z Was to myślicie, a czym ona się tak zachwyca, przecież to tylko powidła. Jednak ja nie spodziewałam się takiego smaku. Żadne powidła zakupione w sklepie nigdy nie przypominały mi tych. Smakując je, czułam się, jakbym jadła śliwki w czekoladzie. Pycha i naprawdę zachęcam wszystkich do spróbowania tego przepisu. Powidła prawie robią się same :-)

Podaję składniki:

4 kg śliwek węgierek,

cukier (ja dodałam tylko do smaku, moje śliwki były dosyć kwaśne),

5 łyżek kakao,

2 gorzkie czekolady

Zabieramy się do pracy. Śliwki umyć i wypestkować. Pokroić w ćwiartki. Pokrojone wrzuciłam do wielkiego garnka o grubym dnie, wlałam odrobinę wody, aby się nie przypaliły i na małym ogniu gotowałam je około 3 godzin. Trzeba pamiętać, aby je zamieszać od czasu do czasu. Na początku robiłam to częściej. Po 3 godzinach zdjęłam z palnika i odstawiłam do wystygnięcia. Tę samą czynność powtórzyłam dnia następnego. Jak śliwki przybiorą już odpowiednią konsystencję to dodajemy pozostałe składniki. Mieszamy do ich połączenia i voila :) – powidła gotowe. Pozostaje nam tylko przełożyć je do wyparzonych wcześniej słoiczków, a później pieścić podniebienie :)

Mam nadzieję, że zdjęcia Was zachęcą :) 

DSC_7631

kol1

kol2

DSC_7639

kol3

kol4

DSC_7797 — kopia

Z podanych składników zapełniłam cztery słoiczki po 580 ml i malutką miseczkę, która została w trybie ekspresowym skonsumowana przez mojego M jak powrócił z pracy. A tak się namęczyłam z obiadem. No cóż, niektórzy zaczynają obiad od deseru :)

DSC_7804

Jeśli ktoś się zachwycił słoiczkami z firmy Weck, tak jak ja, to słoiczki można zakupić tutaj.

DSC_7806

Życzę smacznego i powodzenia ze śliwkami :-)

***